To nie jest tramwaj dla starych ludzi

Widzisz tych dwoje Krysia? Tych starych? Tak, założę się, że ta walizka co stoi obok, to nie ich. Myślisz, że ktoś zostawił? Tak po prostu? Jestem pewna, możemy się założyć. Nie no, nie ma mowy. Jak chcesz, zobaczysz, że mam rację.


Tramwaj jedzie dalej. Pasażerski pojazd szynowy, zaprojektowany do eksploatacji na szynach, mknie pewnie, przecinając kolejne skrzyżowania gdańskich ulic. Wszystkie miejsca siedzące zajęte, stojące – w połowie. Częścią tej połowy para staruszków. Jedno troszczy się o drugie, tak jakby był to ostatni rejs statkiem, na którym można zginąć, a wszystkie szalupy zostały już zajęte. Jest to czas, kiedy ratuje się już tylko młodość, a starość odchodzi do lamusa. Anno Domini 2013.


Ci, co siedzą, to obcy, ludożercy, karmiący się widokiem upadających staruszków.    Ci co stoją, to obcy, realnie istniejący nieobecni tego świata. Ten co pisze, to ja. Potrzebny jest nam zwrot akcji, dlatego tramwaj skręca w lewo. Przez pokład przewija się fala. Staruszkowie kołyszą się z jej nurtem, to tu, to tam, upadając raz po raz, uderzając    o nogi niewzruszonej młodzieży.


Akcji zwrot drugi, stajemy na stacji. Wysiada staruszka, staruszek zostaje. Zdarzenie ma miejsce na pętli tramwajowej, przez co postój nieco wydłużony. Dialog zdawkowy. Ona krzyczy – Pieniądze schowałeś!? On pokazuje – Tak, schowałem, tutaj! W walizce przecież. Ona – A no tak, zapomniałam. Tylko pilnuj, żeby nikt nie zauważył. On – Będę. Krysia – Widzisz, nie miałaś racji. Koleżanka milczy. Tramwaj rusza, z nim staruszek, na przystanku zostaje staruszka, machają oboje, już do przechodniów, ale że wzrok nie ten i słuch nie tamten, to pożegnanie dłuższe niż zwykle.


Zwrotnicę przestawiamy, akcji zwrot trzeci, na tor właściwy opowieści wjeżdżamy wspólnie. Ten tramwaj, to jedzie tam, gdzie dojechać tak naprawdę nie może, autobus zresztą też nie, dlatego przed staruszkiem zadanie wagi ciężkiej. Ośrodek zdrowia, w którym leczyć ma artretyzm, oddalony od ostatniego przystanku o dwa kilometry. Czeka go zatem spacer. Zanim jednak wyjdziemy z pojazdu szynowego, jeszcze jedno zdarzenie będzie mieć miejsce. Staruszek stoi niepewnie, gdzieś w okolicach końca składu. Z problemami z pamięcią walczy wątłymi ramionami, bezustannie cytując Twardowskiego – „Wreszcie na szarym końcu… i nie siedzieli…”. Jak go naprawdę ta szarość nie dopadnie, jak dym nie zacznie się wydobywać spod podłogi, jak krzyczeć nie zaczną wszyscy prócz staruszka, który problemu nie dostrzegł. Teraz największa z fal startuje, ta, co na przód tramwaju się przenosi, a jednego w tyle zostawia, tego, co już odszedł w zapomnienie. Motorniczy mknie dalej, byle do ostatniej stacji, udało się, stop, proszę wysiadać. Przodem ci, co z przodu, na końcu ten, co z tyłu.


Początkowo siwy, teraz odnowiony, o włosach kruczo czarnych, z twarzą w kolorze tego, co na głowie, z dłońmi od wewnątrz białymi, w jednej parasol, w drugiej walizka, mknie nasz staruszek chodnikami miasta. Do ośrodka dochodzi na końcu, pierwsi doszli ci, co na początku. Miejsca w poczekalni, jak w tramwaju, dawno już zarezerwowane, a na czele Krysia z koleżanką. Rozmawiają. Widzisz? Co widzę? No widzisz tam, przy wejściu, tego murzyna? No widzę i co? A co trzyma widzisz? No walizkę trzyma, coś ty znowu wymyśliła? No właśnie, walizkę trzyma, tę z tramwaju, tę co, że staruszka myślałaś, Krycha! Mogłam się założyć.

 


tomasz olczak

Projekt i wykonanie: Mehowmy