„Solidarność” oczami wolontariusza

Wiadomość od redaktor naczelnej była lakoniczna: wycieczka do Solidarności. Na miejscu działa redakcja, która wytwarza swoją gazetę. Wzięlibyście udział w warsztatach, moglibyście porozmawiać z redaktorami i mały prezent: własny tekst. Odpowiedziałam krótko: idę!

 

Do budynku Solidarności wchodziłam lekko podenerwowana, szukając w pamięci dat, nazwisk i postulatów, zastanawiając się, co ja właściwie wiem o organizacji, dzięki której zamiast kartek na żywność używam karty kredytowej, a granice podróży wytycza mi nie wydział paszportów, lecz wyobraźnia?

 

Długimi korytarzami, nad odnowioną aulą obrad przeszliśmy do sali konferencyjnej. Jacek Rybicki, Członek Prezydium Zarządu Regionu, przywitał nas z uśmiechem, opowiadając o sposobach oddziaływania redakcji regionalnej, która pozostaje pod jego merytorycznym nadzorem. – Moja rola ogranicza się jedynie do rozmowy o wybieranych tematach – zaznaczył, wywołując lekko sarkastyczny uśmiech redaktor naczelnej Małgorzaty Kuźmy. Rozmawiał z nami szczerze o współczesnych mediach, kierunku, w jakim zmierzają i manipulacji. Dysputę przerwało pojawienie się w sali Janusz Śniadka, byłego Przewodniczącego NSZZ „Solidarność” kandydata do Sejmu z gdyńskiej listy Prawa i Sprawiedliwości. Tym razem pytania mieliśmy zadawać my, dziennikarze Kiwi. Pierwsze z nich dotyczyło sposobu porwania za sobą ludzi. – Trzeba mieć charyzmę, dar od Boga, zarazić otoczenie. To jest zawsze splot. Splot wielu czynników – . Pytaliśmy, po co nam dziś Solidarność i związki zawodowe. Jak bumerang wracały tematy dotyczące mediów omawiane kilkadziesiąt minut wcześniej – W  80% relacja miedzy związkami zawodowymi a pracodawcą jest dobra albo poprawna. Natomiast nagłaśniany jest tylko pot, krew i łzy – mówił prezes Śniadek z nieukrywanym żalem.

 

Od dziennikarskiej ciekawości uwolnił go Bogdan Olszewski, Sekretarz Zarządu Regionu. Widząc, że trafił na podatny grunt dzielił się z nami anegdotami, historiami, ciekawostkami dotyczącymi konspiracyjnej historii Solidarności i komunizmu w ogóle. Po kilkunastu minutach wiedziałam, że jest to jedna z najciekawszych lekcji historii, opowiadana z lekkością i polotem przez uczestnika wydarzeń sprzed lat. Kontynuował swoją opowieść oprowadzając nas po wystawie na terenie stoczni. Zapytany, nie uciekał też od tematów teraźniejszych, ważnych dla nas: szukania i znajdowania pracy, emigracji czy problemu umów śmieciowych.

 

Opuszczałam teren stoczni bogatsza w wiele odpowiedzi i całą masę pytań. Czy wiem już dziś, czym jest Solidarność? Pewnie nie, ale pisząc to słowo z wielkiej litery mam w uszach słowa Janusza Śniadka – Patentu na solidarność nie ma na całe życie. Egzamin z solidarności trzeba codziennie zdawać na nowo – .


                                                                                              chaperone  

Projekt i wykonanie: Mehowmy