Prezydencja na lotnisku – dzień XII

Dziś dzień przekrętu! Ania jest na wycieczce zadowolona (mam przynajmniej taką nadzieję), a ja startuję o 9 rano z Magdą, by zakończyć wieczorem dzień z Agnieszką. Nadal nie poinformowałam nikogo o naszej zamianie. Nie ma sensu – rano są dwie głowy i wieczorem są dwie, a czyje to ich podejrzewam ani ziębi ani grzeje.


Pierwszego pasażera mamy dopiero po 14, więc z Magdą musimy się czymś zająć. Po krótkim czasie tak pękamy ze śmiechu, że makijaż prawego oka zaczyna mi spływać razem ze łzami! Oglądamy w Internecie pająki, karaluchu i inne świństwa, ponieważ moja najdroższa przyjaciółka jedzie na wypad nad jezioro i trzeba jej pokazać, jakie świństwa mogą na nią czekać. Wtem słyszymy komunikat, żeby pasażer Bagiński zgłosił się do odprawy. Zaczynam się śmiać. Magda patrzy na mnie podejrzliwe i pyta co się stało. Ja mam swoją własną wersję komunikatu. Powinno być tak: Pasażer Bagiński proszony jest o stawienie się na lot czarterowy do Mordoru! Czy muszę mówić, jak bardzo obie pękałyśmy ze śmiechu…?


Po 14 pojawia się małżeństwo z firmy ARBO MEDIA, którzy mają z nami współpracować przy przylotach dzisiaj. Nasze przypuszczenia, że nie będzie za wiele roboty okazują się błędne. Już, już tłumaczę – dostałyśmy zestawienie osób przylatujących. Każda z nas nauczona doświadczeniem wyszukała „Głowy delegacji” i odhaczyła, jako osoby, których zapewne nie spotkamy. Ja poszłam dalej, bo odhaczyłam w domu też zwykłych delegatów, ale z tego samego kraju co przewodniczący, bo oni zazwyczaj podróżują razem i ich też nie spotkamy. Dlaczego tak zrobiłyśmy? Nauczyłyśmy się, że przewodniczący ma obsługę VIP i odbiór z płyty, czyli nie wyjdzie do nas, jak przeciętny delegat. Najczęściej jego delegację też zabiera się z płyty (bądź jak my mawiamy z kasety czy winyla) i odstawia do hotelu. Coś tam tłumaczą nam o jakimś podziale, ale nie słuchamy za bardzo. Magda nie musi, bo jej tu nie będzie, a ja nie słucham, bo gadają dziwne rzeczy, które i tak będą musieli powtórzyć Agnieszce na drugiej zmianie. Odbierają delegata VIP i wsadzają go w taksówkę. Mówią, że jadą do hotelu po jakieś papiery, że wydrukują nam najnowsze i aktualne listy przylotów i wrócą najpóźniej o 16:00, bo 10 po jest przylot.


Magda odjeżdża, Agnieszka przyjeżdża. Koleżanka odstawiona na swoją ostatnią zmianę tak, że aż mi wstyd tak siedzieć w purpurowej koszuli niczym pracownica WizzAir’a Powraca małżeństwo. Zdążyłam Agnieszce dokładnie opisać jak wyglądają, wiec poznała natychmiast. I tu niespodzianka! Państwo mówią nam, że dziś wszyscy wychodzą normalnie i odbieramy nawet VIPów. Ok., dla nas to zawsze jakaś atrakcja, mimo że nie znamy owych VIPów. Wolimy pracować jak coś się dzieje, niż siedzieć i dostawać „płaskodupia” na twardych krzesłach. Na szczęście ministerstwo wyposażyło nas w zdjęcia naszych delegatów i dodatkowo zdjęcia są na ich identyfikatorach.


Mała dygresja na temat identyfikatorów. Byłam wolontariuszką podczas wmurowania kamienia węgielnego pod Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku. W związku z tym, że przyjeżdżał Prezydent Komorowski, musieliśmy podać nasze namiary, żeby BOR mógł nas sprawdzić. Kiedy już się okazało, że nie jesteśmy karani, na miejscu dostaliśmy plastikowe identyfikatory upoważniające nas do poruszania się po obiekcie. A trzeba było? Zapewne nie. Ale ktoś pomyślał, że to będzie przydatne i może MIŁE dla wolontariusza, że dostanie taką przepustkę. Otóż podczas tamtej akcji widziałam prezydenta z odległości może 100 metrów. Tutaj podaję rękę prawie każdemu delegatowi i odbieram przewodniczących VIP i jedyne co mogę to poślinić się za przeproszeniem na ich identyfikatory, które z przodu mają nazwę delegacji, status i zdjęcie, a z tyłu wspaniałe logo. I ja się teraz pytam, czy to był by majątek zrobić takich 10 dla wolontariuszy? Widać tak, bo nasze 2 (słownie dwa) były chyba robione w Paint’cie i po wydrukowaniu wsadzone w plastikową okładkę z papierniczego…


W każdym razie okazuje się, że Państwo będą odbierać gości i prowadzić ich do swoich taksówek jakiejśtam firmy, a my mamy się podzielić. Jedna z nas będzie tutaj na standzie, w razie jakby jakiś delegat umknął, a druga ma stać przy taksówkach, gdyby wyszedł wyjściem VIP. Ja się pytam: JAK?? Przecież jak nie ma odbioru z płyty to salonik VIP jest zamknięty i straż graniczna nie wpuści… A po drugie, mamy tam stać po to, żeby taksówkarze z lotniska nie czepiali się kierowców, że tam stoją. A to przepraszam, to faktycznie logiczne, że wolontariuszka ma bronić dorosłego faceta, żeby taksówkarz nie powiedział mu nic przykrego i nie kazał odjechać. Bo przecież pan kierowca sam nie karze mu spadać na drzewo…


Koniec końców nie było tak źle. Okazuje się, że auta stoją i nikt im miejsc nie zajmie, taksówkarze ich nie przeganiają (bo jak mówiłyśmy, oni o tak nie mogą tam wjechać) i nie musimy tam stać by być obrońcami uciśnionych kierowców. Więc dostałyśmy identyfikatory ze zdjęciami delegatów i łapałyśmy ich kiedy wychodzili.


Śmiać nam się chciało, że uskuteczniamy „skaning twarzy”. Ktoś wychodzi, a my wszyscy na ID i porównujemy zdjęcie z twarzą. Przyznaję szczerze, że to nie takie proste, jak się może wydawać i paru nam ucieka, do standu, gdzie Agnieszka dzielnie się nimi opiekuje. Niesamowite sprawa – Panowie, którzy na zdjęciach wyglądali jak seryjni mordercy okazywali się nadzwyczaj sympatyczni, a prawie każdy na żywo wyglądał inaczej niż na zdjęciu! Jedna Pani postanowiła wyciąć nam numer i na zdjęciu była brunetką, podczas gdy w rzeczywistości zrobiła się na blond! Ojojoj, wesoło było!

 

Agnieszka Borkowska

Projekt i wykonanie: Mehowmy