Prezydencja na lotnisku- dzień VII

Dzień VII to jedna atrakcja w postaci ewakuacji lotniska.


Zaczęło się spokojnie. Podchodzi do nas pani z delegacji i pomagamy jej dostać się taksówką do Sopotu. O dziwo delegatka nie jest zbulwersowana brakiem transportu, w przeciwieństwie do innych przylatujących osób. Wtedy nadany zostaje komunikat, że osoba, która pozostawiła czarny plecak przy stanowisku odpraw ma się po niego zgłosić. Po kolejnym takim komunikacie przybywa jeden pan, również delegat, który doszedł do wniosku, że poradzi sobie sam z dojazdem.


Nic się nie dzieje, poza następnymi komunikatami. Po piątym ogłoszeniu lotnisko puszcza dwujęzyczny komunikat/ prośbę: Proszę o uwagę. Ze względów bezpieczeństwa, prosimy o nie pozostawianie bagażu bez opieki. Bagaż pozostawiony bez opieki zostanie usunięty i może zostać zniszczony na koszt właściciela. Podjeżdża też straż pożarna i ratownicy. Zaintrygowana wychodzę na zewnątrz zobaczyć co się dzieje. Mija mnie pan ratownik w czerwonym kombinezonie, więc pytam go, czy będzie zarządzona ewakuacja i czy mamy zabierać swoje rzeczy. Odpowiada, że tak i za moment pewnie to ogłoszą. Wracam na stand i mówię Karolinie, że będzie ewakuacja i zwijamy stoisko. Zabieramy nasze torebki i bluzy, żeby ktoś nie pomyślał, że znowu bez opieki zostawione. W tym czasie pada ostatni, szósty komunikat o odbiorze plecaka i minutę po nim wezwanie do opuszczenia budynku lotniska. Biorę telefon swój i służbowy, a Karolina nasze materiały organizacyjne z kalendarzem i wychodzimy na zewnątrz. Czekamy, ale po kilku minutach każą nam odejść dalej. Przechodzimy pod bilbord na parkingu, ale po chwili i stamtąd nas przeganiają i każą iść w kierunku posterunku policji.


Stajemy koło parkingu, obok przystanku. Mijają nas dwaj Latynosi, którzy radośnie podśpiewując idą z parkingu w stronę lotniska. Nie wiem co mnie skusiło, ale złapałam ich i mówię, że nie ma sensu iść na lotnisko, bo trwa ewakuacja. Są niezmiernie zdziwieni. Przedstawiamy się sobie i w tym czasie podchodzi ich kolega i pyta co się stało. Tłumaczą mu i mówią, że poznali nas. Na co Pan z radością nas przytula i głośno cmoka w policzek wydając przy tym odgłosy zadowolenia. Jest nami zachwycony, nie wiemy jednak z jakiego to powodu.


Policja przez megafon każe nam iść dalej, do posterunku i zatrzymac się przy samochodzie straży granicznej. Zastanawiamy się czy to faktycznie bomba, że tak daleko każą nam odejść. Im dalej nas przeganiają tym bardziej wierzymy, że coś się wydarzyło naprawdę i zaczynamy się martwić.


Stoimy w skwarze bez wiatru i trzymamy nasze toboły z nami. Tak mija 40 minut od momentu wyjścia z budynku lotniska. W końcu podchodzi do nas jakiś Pan i pyta, czy mogę mu udzielić informacji. Patrzę na niego zdziwiona, a on spokojnie wskazuje na moją plakietkę z napisem „Information Point”. Uśmiecham się rozbawiona i mówię, że jeżeli jestem w stanie to mu pomogę. Pyta jak teraz będzie z lotami. Czy musi przebukować bilet czy odloty poczekają na pasażerów. Tłumaczę mu, że najprawdopodobniej będzie po prostu opóźnienie w wylotach i nie trzeba będzie nic zmieniać. Wtedy straż graniczna potwierdza, że można już spokojnie wrócić do budynku.


Ludzie przemieszczają się wielką falą, żwawo na lotnisko. Robię kilka zdjęć telefonem tej ludzkiej fali napierającej na przód. Gdzieniegdzie słychać podniecone głosy dzieci. Jedno pyta mamę czemu tak wszyscy szybko idą.

Mama: Wszyscy się spieszą z powrotem.

Dziecko: Ja też? – pyta zdziwione.

Mama: Tak, ty też – śmieje się kobieta, a maluch zaczyna szybciej przebierać nóżkami.

W środku wracamy na stanowisko. W ostatniej chwili przed wejściem robie jeszcze ostatnie zdjęcia powracającego tłumu. Na miejscu rozkładamy to, co 45 minut temu schowałyśmy do szafki. Doprowadzamy się do porządku i dajemy ponieść wszech ogarniającej nudzie…


Przez to całe zamieszanie z ewakuacją teraz loty mają 5 minutową odprawę pasażerów. Cały hol przed nami wypełnili wycieczkowicze jadący na jakiś obóz. Nie ma szansy, żeby ktokolwiek nas wypatrzył w tym tłumie. Nie obchodzi nas to za bardzo. I tak niewiele się wydarzy dzisiaj.


Oczywiście mamy rację w tym temacie. Razem z Karoliną pomagamy zagranicznym podróżnym, bo nie mamy serca ich pozostawiać na pastwę losu, ale też jesteśmy znudzone naszym zajęciem, a raczej jego brakiem.


Tak też mija nam dzień. Wracając do domu autobusem jesteśmy tak zmęczone, że obie zasypiamy. Na szczęście budzę się na Błędniku i zerkam na Karolinę, która też właśnie się ocknęła. Śmiejemy się i wysiadamy na dworcu. Właśnie rozpoczyna się moje wolne od lotniska i wrócę tam dopiero we wtorek.

 

Agnieszka Borkowska

Projekt i wykonanie: Mehowmy