Prezydencja na lotnisku – Dzień III

Dzień III rozpoczął się raczej nudno. Odnalazłam Agnieszkę na ławce koło przystanku i razem poszłyśmy objąć stanowisko. W końcu jestem z kimś w tym punkcie. Pierwszego dnia na lotnisku też miałam być z jakąś dziewczyną, ale nie złożyło się i z nieznanych mi powodów zostałam sama na pastwę losu. Na szczęście tym razem to się zmieni.


Nic ciekawego się nie dzieje, dlatego że na dziś zaplanowano wyloty delegacji. W praktyce oznacza to brak zajęcia dla wolontariusza, ponieważ na nasze stoisko pies z kulawą nogą nie zajrzy. No chyba, że będą potrzebowali dostępu do Internetu…


Po godzinie nadal jest spokojnie. Zagląda do nas para z jakiejś europejskiej komisji i pyta o tokeny Orange. Ładnie prosimy o wpisanie się na listę i nie było by w tym nic kłopotliwego, gdyby nie fakt, że lista jest… w języku polskim i musimy tłumaczyć im nazwy tabelek. Na szczęście oboje mają poczucie humoru i obracają sytuację w żart. Wydajemy zadowolonej parze ich hasła dostępu do Internetu i odchodzą. Od Pani usłyszałyśmy nawet niezgrabne „Dziękuję”, co jest bardzo miłe kiedy ktoś zadał sobie trud zapamiętania nawet kilku słów z języka twojego kraju. Skoro my zadajemy sobie trud i siedzimy tu, żeby pomóc, to fajnie jest w zamian wiedzieć, że komuś też zależy.


W końcu po ponad godzinie stanęłyśmy twarzą w twarz z pierwszym poważnym problemem dnia dzisiejszego. Przychodzi do nas odstawiony w garnitur Pan (Polak), który jest niesamowicie zbulwersowany. Mówi, że jesteśmy tutaj, żeby reprezentować nasz kraj i udzielać informacji i on teraz żąda informacji. Mianowicie chce od nas dostać numer telefonu do zwierzchników policjantów patrolujących wejście na lotnisko, ponieważ przeganiają oni przyjeżdżających pasażerów i uniemożliwiali mu wyjście z taksówki. Pan poczuł się „zgnębiony, jak za komuny” i poprosił o ustalenie jakichkolwiek informacji umożliwiających mu napisanie i wysłanie oficjalnej skargi na funkcjonariuszy. Szczerze powiedziawszy poczułam się rozdarta… Pochodzę z rodziny z tradycją mundurową i nie lubię działać przeciw funkcjonariuszom, ale z drugiej strony nie mogę odmówić delegatowi. Oczywiście nie widziałam całego zajścia, możliwe że policjanci zachowali się niewłaściwie, ale możliwe też, że taksówka owego pana zatrzymała się na środku ulicy blokując dojazd autobusu do przystanku (co zdarza się tutaj „zaledwie” 3 razy na godzinę) i wtedy mieli by rację każąc kierowcy odjechać. Aby nie złościć i tak już wściekłego dżentelmena na moim komputerze odnalazłyśmy z Agnieszką kontakt do Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku i zapisałyśmy wszystko, co wyświetliło się na monitorze. Poleciłyśmy skontaktować się z tamtejszą recepcją i oni dalej skontaktują go z dowódcą patrolu. Wreszcie dzięki nam jegomość się uśmiechnął blado i odszedł usatysfakcjonowany.


Reszta dnia minęła na kolejnych kłopotliwych, ale już nikogo nie dziwiących pytaniach ze strony Polaków, który postanowili się wybrać na zagraniczne wycieczki bez jakiegokolwiek sprawdzenia informacji, czy ustalenia co ich czeka. Nie wspomnę już, że większość nie potrafi czytać, bo jak wół widać na bilecie ile może zabrać bagażu i co w nim ma być, nie musi pytać nas o to. Aż dziwne jak nieogarniętym narodem czasem się wydajemy, a z drugiej strony, tak jest weselej nam, wolontariuszkom na lotnisku 😉

 

Agnieszka Borkowska

Projekt i wykonanie: Mehowmy