Trójka to celebrytka wśród liczb. Mieliśmy już trzy razy TAK, w górach mamy trzy siostry, mamy film trzy kolory, i trzy bita, mówimy do trzech razy sztuka i pleciemy trzy po trzy. Dzisiaj wtrącamy swoje trzy grosze, we trzy: Kasia, Kasia plus Kiwi.
Początek
Spotykamy się punkt 10:00 w industrialnej piwnicy Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku, czemu jest industrialna? To musicie ocenić już sami. W drzwiach pierwsza pojawia się Kasia z burzą włosów na głowie. Kasia to stary wyjadacz, jeżeli chodzi o wolontariat, trudno wymienić gdzie jej jeszcze nie było. Dzisiaj pierwszy raz w roli dziennikarza. Nadchodzi druga Kasia, a oznajmia to głośnym łubudu! I oto do Centrum wpada blondynka z wielkim rowerem pod pachą. Siadamy przy stole konferencyjnym, analizujemy mapy i omawiamy plan działania. Jest dużo do zrobienia. Umawiamy się o 15:00 przy 3 Maja 9 (kolejna trójka dzisiejszego dnia).
Pokój 319
15:00 (TRZECIA) meldujemy się w pokoju 319 (TRZYstadzięwiętnaście!) – tymczasowe miejsce na infolinię dla kibiców. Zmęczone, pokonywaniem miliarda schodów Kaśki, pakują swoje pomarańczowe koszulki – znak rozpoznawczy wolontariuszy, wraz z prowiantem do plecaków, wyciągają notesy i zaczynamy. Sonia – wolontariuszka, specjalista od odpowiadania na trudne pytania kibiców, tłumaczy nam, że kibice dzwonią głównie z pytaniami o ruch w mieście, jak wygląda rozmieszczenie parkingów i gdzie mogą zaparkować osoby niepełnosprawne, padają również pytania o bilety. Sonia dopiero zaczęła, więc jest pełna energii. Parę zdjęć i musimy lecieć dalej. Kasia na dowidzenia wypala do pracownika Urzędu Miasta – Jaki wynik dzisiaj?- Słyszymy odpowiedź: 4:0 dla zachodnich sąsiadów. Kasia podbiega, wyciąga rękę i zdecydowanie mówi – Zakładamy się o 2 snickersy, bo Polska dzisiaj wygra! –
Na Długiej się dzieje
Zbiegamy po schodach i szybkim krokiem zmierzamy na Długą. Po drodze dowiadujemy się, że jedna Kasia to oddany, niemiecki kibic, po czym od razu pada pytanie – Jak po niemiecku powiedzieć, że Niemcy dzisiaj przegrają? – Hasło „Deutschland verliert” jest powtarzane przez cały dzisiejszy dzień. Druga Kasia to wielbicielka Hiszpanów i Hiszpanii. Obie wiedzą co to spalony i znają składy dzisiejszych reprezentacji na pamięć! Na Długiej zaczynamy od niemieckiej Ambasady Kibiców, to miejsce gdzie kibice z Niemiec mogą zaczerpnąć wszelkich informacji w swoim ojczystym języku. Ruszamy dalej, przeciskając się przez tłumy turystów, mijamy już pierwsze osoby w białych koszulkach i z biało-czerwonymi szalami rozłożonymi na ramionach. Przy Neptunie spotykamy kolejną wolontariuszkę, wysoka dziewczyna, z uśmiechem nie schodzącym z jej twarzy. Ciężko nam się rozmawia, bo co chwilę ktoś pyta o pomoc: – Przepraszam, a gdzie tu jest Mc Donald`s, to obok Hiltona? – Nie, Proszę Pana. Hilton jest przy Motławie, a Mc Donald`s na Dworcu Głównym -.
To zdanie, to zdanie kluczowe wśród wolontariuszy działających na Długiej, a mianowicie: – Czy mogę stąd dojść na stadion na piechotę?- Oczywiście może Pan, ale radzę skorzystać z tramwaju lub SKM – Pan zaciągnął śląskim akcentem i odchodząc rzucił – O to dobrze, bo co ja się dzisiaj nachodził – .
Kolejni wolontariusze na Długiej to Staś i Marta. Marta stała się obiektem westchnień wszystkich kibiców, stąd Stasiu miał podwójną robotę: informować kibiców i uwalniać Martę od wszystkich adoratorów. Robimy krótki wywiad i lecimy na Politechnikę.
Którędy na stadion?
Wpadamy do SKM na Dworcu Głównym, tu przerwa na posiłek. Dziewczyny rozpakowują prowiant z foliowych torebek i szybko wcinają, bo przecież do pokonania mamy tylko dwa przystanki. Wysiadamy, mijamy dwóch kibiców – Oooooo! To Pani! – krzyczy jeden z nich, – Była Pani przed chwilą tam na starówce, którędy na stadion? – Panowie, w dół po schodach, chodźcie z nami – odpowiadamy.
Przy wyjściu z peronu SKM, widzimy czterech wolontariuszy, na czele z Mirkiem. Rozdają ulotki informacyjne, a nawet wyposażeni są w megafon na wypadek, gdyby ciężkie okazałoby się zapanowanie nad tłumem. Chłopaki uśmiechnięci od ucha do ucha, sypią żartami, aż ciężko było odchodzić, ale jesteśmy dopiero w połowie trasy, więc żegnamy się i ruszamy dalej. Na pożegnanie Mirek przez megafon, pozdrowił głośno Kasię wcinającą banana.
Przedreptaliśmy szybko do przystanku przy Operze, po drodze mijając kolejnych dwóch wolontariuszy. I tu nagle odezwały się potrzeby fizjologiczne, które spowodowane były szybkim połknięciem soczku Leona w SKM-ce. Mam pomysł! Multikino. Uff, jak lekko nagle się zrobiło. Zaczynamy ostatnią część naszej, dzisiejszej operacji – stadion.
Stadion – co za atmosfera!
Idziemy razem z tłumem płynącym pod tunelami, wychodzimy i spotykamy po drodze kolejnych wolontariuszy – żaden kibic nie miał najmniejszej szansy, żeby się zgubić. Wyglądamy jak kibice niemieccy, ponieważ jako jedyne nie jesteśmy ubrane w biało-czerwone gadżety. Docieramy pod sam stadion i właśnie tu zaczynamy rozumieć, że nasza misja dobiega końca, robi się smutno, stoimy z biało-czerwonymi puszkami, darmowej Coca-Coli i wzdychamy, jak to pięknie byłoby teraz wejść na sam stadion. Atmosfera jest nie z tej ziemi. Tą filmową nostalgię, powiewających biało-czerwonych flag, na tle zachodzącego słońca przerywają policyjne koguty i wrzask Kasiek – Patrzcieee! Jedzie nasza reprezentacja! Chłopaki, pokażcie im dzisiaj! – Na deser, delektujemy się cudownym widokiem podświetlonego stadionu PGE Arena.
Ciężki dzień, ból stóp i ramion. Zapytacie: Po co? Po co cały dzień być na nogach, stać, chodzić, pytać i wszystko za darmo. Właśnie po to, żeby poznać dwie, zwariowane Kaśki, żeby pośmiać się razem i poczuć się jak dwunastolatek na letnim obozie. Właśnie dla chwil takich jak ta, kiedy stoimy przed ogromnym stadionem, zachodzi nad nami słońce i myślimy: tak udało się, dzięki nam.
Kiwi