Przybywamy do Jerozolimy…
Jeszcze nie. To potem. Najpierw to, co się robi przed wyjazdem.
Pakujemy się, żona, dwójka dzieci i ja, mówię do mojej, po co jej te kolorowe palemki, przecież widzi, że się nie mieszczą, mówię, że tam będą rosły takie duże, ona pyta czy nie kłamię, ja, że nie kłamię, ona, że to samo przed ślubem mówiłem, dlatego teraz mi już nie wierzy. Mówi, że mękę pańską ma ze mną od lat dwudziestu, bo tyle jesteśmy małżeństwem, a dopiero teraz pierwszy raz ją gdzieś zabieram, i to jeszcze do Izraela.
A przecież ta niedziela, ta ostatnia niedziela jak śpiewał Mieczysław, to ona rozpocząć ma nasz Wielki Tydzień urlopowy.
Trochę gwoli wyjaśnienia. Jestem to jakby winien ateistom, a i mniej wprawionym wyznawcom przybliżę, o co tutaj się dokładnie rozchodzi. Ta Niedziela Palmowa, to na pamiątkę przybycia Chrystusa do Jerozolimy została ustanowiona, tutaj w Jego rolę wcielam się ja, żonę zabieram z powodów wiadomych, a dzieci nie pojawiłyby się wcale, gdyby nie pewien fakt historyczny. A mianowicie taki, że od 1986 roku, zgodnie z wolą Papieża Polaka, w Niedzielę Palmową obchodzony jest też Światowy Dzień Młodzieży. Więcej nie powiem, tym więcej ukryję.
Wychodzimy z samolotu na porcie lotniczym Atarot. Znajdujemy się na północ od Jerozolimy, samochodem to jakieś 20 minut, coś około17 kilometrów. Ale to nie dla nas taka forma podróżowania, my zrobimy to inaczej. Poleciłem swoim dwóm synom, by poszli do pobliskiej wypożyczalni i przyprowadzili dla nas cztery osły. Na pytania, czemu to robią, kazałem im odpowiedzieć: Pan ich potrzebuje. Gdy to zrobili, dosiedliśmy osiołków i na nich wyruszyliśmy do Jerozolimy.
Mojej po drodze gęba się nie zamykała. Nawet osły mniej gadały. To, że gorąco, że cienia brakuje, że za wolno, że palmy miały być, a nie ma, to ja odpowiedziałem, że przecież od początku wiedziała, że nie ma co wierzyć w moje słowa, ona, że wcale jej to nie dziwi, tak tylko głośno myśli. A ja po cichu liczyłem tylko na to, że te palemki wreszcie się pojawią, i naprawią to nasze zszargane małżeństwo, symbolem się staną jego odrodzenia.
Ta nasza na osiołkach podróż, to taki nasz okres przygotowania duchowego był, przynajmniej miał być, tylko żona łamała reguły wyciszenia, skupienia, wspólnego przeżywania męki związanej z upałem i wszechobecnymi muchami. Wreszcie jednak ukazała się naszym oczom brama.
Przybywamy do Jerozolimy…
Już tak. To teraz. Teraz to, co się robi po przyjeździe.
Lud wyszedł nam na spotkanie, słał pod nogi płaszcze i gałązki i wykrzykiwał: osanna! Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Biura Podróży. Raduj się Córo Syjonu, oto Klient twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i bogaty – jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy z naszej okolicy.
Patrzę, co moja robi, jak na to wszystko reaguje, nie wiem jak, nie wiem skąd, ale widzę, że w ręku palemki kolorowe trzyma, widać zmieściła skubana, nawet mnie to nie dziwi (uśmiecham się pod nosem). Pochodzi ona z Wileńszczyzny, dlatego to, co wyczynia dla mnie zrozumiałe, dla synów Izraela mniej, starym zwyczajem stuka ich po głowach tymi wiechciami i rozdziela słowa, każdą sylabę stawiając z osobna pod murem, jakby próbując się z nimi porozumieć: Pa lma bi je, nie za bi je. Za ty dzień – Wiel ki Dzień. Za sześć nocy – Wiel ka noc. I powtarza: Pa lma bi je, nie za bi je. Za ty dzień – Pro mo cje. Za sześć nocy – gra tis koc.
Za wycieczkę nad Morze Martwe wyszło mi jakieś 6760 zł, jak tak patrzę na to wszystko i na konto w banku, to chyba wiem już skąd nazwa tego zbiornika…
tomasz olczak
Foto: makagigi.blogspot.com