Wczorajsza sobota, to dzień bez zakupów. Wielu z nas nie zwróciło na to szczególnej uwagi, a czy zwrócimy uwagę na to, żeby nie kupować niczego w Wigilię?
„Solidarność” postanowiła wesprzeć interesy pracowników zatrudnionych w handlu. Proponuje skrócenie czasu pracy w Wigilię Świąt Bożego Narodzenia do godziny 14.00.
Według związkowców ludzie robią wigilijne zakupy do godziny 14.00, później handel zamiera. Nie ma więc sensu trzymać pracowników w sklepach do późnych godzin wieczornych. Nie przekłada się to na większe zyski pracodawcy. Jak twierdzi „Solidarność”, obecna sytuacja powoduje, że cierpią tylko pracownicy, których obowiązki często nie kończą się wraz z zamknięciem sklepu – Jeżeli sklep jest krócej otwarty zmniejszają się opłaty, chociażby za prąd, a czas z rodziną jest bezcenny. Chcielibyśmy, żeby każda rodzina mogła się spokojnie przygotować do świąt, żeby było spokojnie i bez nerwów, że karp jeszcze nie usmażony, a cała rodzina już czeka przy stole – mówi Iwona Orszulak, przewodnicząca komisji zakładowej BOMI S.A
Pierwszy etap akcji to apel skierowany do hipermarketów. To one aktualnie planują grafiki pracy na okres Świąt Bożego Narodzenia. Co więcej, związkowcy zapowiadają przeprowadzanie rozmaitych akcji przed sklepami, które nie spełnią ich próśb. Szersze działania informacyjne związek planuje przeprowadzić w grudniu. – Już się rozpoczęła akcja, wysyłamy petycje do pracodawców z prośbą o skrócenie czasu pracy w Wigilię. Czekamy na sygnał. Będziemy przeprowadzać akcję „Mikołaj”, podczas której będziemy rozdawać ulotki, jest to o tyle efektywne, że ludzie przyznają nam rację, mówią, że 2 godziny to żadna różnica – dodaje Iwona Orszulak.
To nie pierwsza taka akcja „Solidarności”. W zeszłym roku do około 20 sieci handlowych trafiły listy z apelami o skrócenie wigilijnego czasu pracy. W Warszawie zorganizowano również happening, a w największych miastach Polski rozdawano przed dużymi sklepami ulotki zachęcające do skrócenia czasu zakupów. Takich działań było więcej i przynosiły one wymierne skutki. Miejmy nadzieję, że i w tym roku zaobserwujemy pożądane rezultaty akcji.
– Musimy również pamiętać o tym, że ta sytuacja nie zależy tylko od pracodawcy, ale również od włodarzy miast. Najważniejsze, że postrzeganie problemu zmienia się w głowach ludzi, dwa lata temu narzekali już tylko emeryci, że rano nie będą mieli gdzie kupić świeżych bułek, teraz większość przyznaje nam rację. Ponadto, w takie dni mogą pracować małe sklepy osiedlowej. Dajmy szansę im – podsumowuje Iwona Orszulak.
Agnieszka Lasinkiewicz
Foto: pinger.pl