Gdynia Military Days 2011

W miniony weekend duzi, mali, mundurowi i „cywile” mogli szaleć do upadłego na kładach, ścianie wspinaczkowej, strzelnicy oraz w nieco cięższych maszynach wojskowych, a wszystko to na terenie Kolibki Adventure Park podczas Gdynia Military Days 2011.

 

Ten weekend zdecydowanie był kolejnym świętem dla miłośników militariów. Ledwo skończył się zlot w Bornym Sulinowie, ledwo wyschły wyprane mundury i pasta wsiąkła w buty, a tu kolejne atrakcje. Dlatego biorę swoje lekarstwa, ubieram się, tak by nie pogorszyć swojego stanu zdrowia i jadę do Gdyni na ostatni dzień imprezy.

 

Odnajduję Kolibki Adventure Park. Na pierwszy rzut oka nic się tu nie dzieje… Zwiedzam teren i znajduję: plac zabaw dla dzieci, 2 tory dla kładów (jeden dla dzieci, drugi dla starszych), wioskę Indian z pięknie urządzonym w skóry tipi (rzekomo własność Siedzącego Byka), strzelnicę oraz poligon paintballowy. Jest też tor przeszkód linowych, na którym pewnie za kilka godzin zawiśnie wielu młodych „żołnierzy”. Rano jednak najwięcej chętnych znajduje się na torze, gdzie wśród opon mogą śmigać jak Kubica i na strzelnicy, bo tam właściciele udostępniają swoje dopieszczone, solidne repliki broni mogące kosztować blisko tysiąc złotych.

 

Udaje mi się jeszcze odnaleźć schowaną grupę rekonstrukcyjną, która odtwarza  łączność w okopie. Mówią, że kopali tydzień i faktycznie widać, że się napracowali. Mają też moździerz, którego chętnie używają na zachętę i mimo, że nie grozi z jego powodu żadne niebezpieczeństwo, to nie widziałam nikogo, kto by się chociaż nie wzdrygnął, gdy go odpalano.

 

Ludzi nie ma zbyt wielu, ale to dopiero niecała godzina po otwarciu. Patrzę, a na wprost mnie idzie rodzinka z wózkiem. 9 miesięczny Staś jest chyba najmłodszym uczestnikiem imprezy. Swoimi wielkimi błękitnymi oczami wypatruje atrakcji, ale chyba najbardziej podoba mu się milicja i ich samochód. Jest głośno i tłoczno wokół malca, ale nie przeszkadza mu to oczywiście, by na rękach mamy zwiedzać okop łącznościowców, przekładać im mapy na pulpicie i pukać w hełm pana milicjanta.

 

Uczestnicy imprezy jednak przestępowali z nogi na nogę, czekając na prezentacje i przejażdżki sprzętem wojskowym – czy naprawdę muszę mówić, że cały czołg był obsadzony ludźmi? Może nie była to impreza z wielką pompą, ale dla kogoś, kogo marzeniem było przejechać się czołgiem i postrzelać, ten dzień był jak kolejne urodziny.

 

Agnieszka Borkowska

Projekt i wykonanie: Mehowmy