U jednych budzą współczucie, u innych niechęć. Jedni patrzą z politowaniem i wrzucają im do kubeczka kilka drobnych monet. Inni z niesmakiem odwracają głowę. Widok osoby żebrzącej na ulicy dużego miasta chyba już nikogo nie dziwi – co nie zmienia faktu, że jest to problem, z którym wciąż trzeba się mierzyć. Przybiera on na sile latem, kiedy ulice pełne są turystów, gotowych dać jałmużnę – może z chęci pomocy, a może dla świętego spokoju…
Wielu przechodniom wyciąganie ręki po datek przywodzi skojarzenie z dramatyczną sytuacją życiową i brakiem środków do życia. Tymczasem jak wynika z badań, taka forma zarobkowania jest coraz częściej świadomym wyborem. Część osób żebrze okazjonalnie, a dla części jest to po prostu styl życia. W niektórych przypadkach mówić można nawet o gangach, które czerpią z żebractwa niemałe dochody. Argumentami, które mają przekonać przechodniów do udzielenia wsparcia są najczęściej: dzieci, zwierzęta oraz brak pieniędzy na jedzenie lub leczenie. Na ulicach można też spotkać rzekomych wolontariuszy, którzy – jak twierdzą – zbierają pieniądze dla kogoś w potrzebie.
Pomagasz czy szkodzisz?
Ludzie, którzy dają jałmużnę, na ogół żyją w przekonaniu, że robią dobry uczynek. Tymczasem to nic innego jak utwierdzanie kogoś w przekonaniu, że jego pomysł na życie okazał się bardzo skuteczny. Jaką motywację ma żebrzący, by poszukać sobie innego zajęcia, jeśli wyciąganie ręki po pieniądze przynosi niemały dochód? Dopóki nie brakuje takich, którzy chcą dawać – nie znikną z ulic ci, którzy gotowi są brać!
Większość żebrzących odmawia przyjęcia oficjalnej pomocy, ponieważ wiąże się z tym kontrola warunków życia. I wtedy zapewne wyszłoby na jaw, że osobie takiej nie brakuje środków na utrzymanie.
Nieczyste sumienie powinni mieć wszyscy, którzy udzielają finansowego wsparcia osobom uzależnionym od alkoholu lub narkotyków. W bezpośredni sposób przyczyniają się bowiem do utrwalania nałogu, co często kończy się tragicznie…
Żebractwo na terenie Gdańska
Specjaliści z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Gdańsku nakreślili portret statystycznego żebrzącego w Grodzie nad Motławą. To osoba przyjezdna, która bynajmniej nie jest bezdomna i ma stały dochód z innego źródła. Taki ktoś zazwyczaj decyduje się na sezonową wędrówkę po dużych, polskich miastach.
Problem oczywiście nasila się latem, zwłaszcza w czasie Jarmarku świętego Dominika. Do Gdańska przyjeżdżają wtedy całe rodziny osób żebrzących, także z zagranicy. Jak się okazuje, w sezonie dominują cudzoziemskie kobiety z dziećmi, poza sezonem mężczyźni Polacy.
Gdy rękę wyciąga dziecko
Wykorzystywanie w procederze żebractwa osób małoletnich jest absolutnie karygodne. To odbieranie im dzieciństwa! – alarmują specjaliści. Dodają, że im więcej pieniędzy dostanie nieletni, tym bardziej prawdopodobne jest, iż zostanie zmuszony do powrotu na ulicę. A kto i w jaki sposób wykorzysta wyżebrane przez niego pieniądze, nigdy nie wiadomo.
Podejmowanie interwencji wobec małoletnich do łatwych nie należy. Kiedy na miejscu pojawiają się funkcjonariusze, najczęściej odnajduje się też opiekun dziecka. A przecież gdy jest ono w towarzystwie kogoś dorosłego i nie ma zagrożenia jego zdrowia lub życia – brak też podstaw do interwencji. Działania można podjąć tylko wtedy, gdy w pobliżu nie ma opiekuna. O sprawie powiadamiany jest wówczas Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie i dziecko trafia do pogotowia opiekuńczego. W przypadku zagrożenia życia lub zdrowia, wzywane jest pogotowie ratunkowe.
Gdańsk jest jedynym miastem w Polsce, w którym udało się posłać dzieci romskiego pochodzenia do szkoły. Zaczęło się od tego, że strażnicy wylegitymowali żebrzącą z dzieckiem romską kobietę i zgłosili sprawę do sądu. Rodzina dostała kuratora, a sąd orzekł o umieszczeniu dzieci w placówce wychowawczej. Informacja o tym trafiła do MOPR. Nasz pracownik z kuratorem odwiedzili wspomnianą rodzinę. Kurator postawił rodzicom warunek: dzieci zostaną, jeśli zaczną chodzić do szkoły. Skuteczne rozmowy z matkami dziewczynek prowadził nasz psycholog. Ostatecznie udało się przekonać Romów, by ich dzieci rozpoczęły naukę – opowiada Monika Ostrowska, rzecznik prasowy MOPR. Dodaje, że dzieci lubią chodzić do szkoły, mają dobre relacje z rówieśnikami i chętnie uczestniczą w zajęciach dodatkowych.
Działania Straży Miejskiej
W ramach posiadanych kompetencji strażnicy mogą podejmować interwencje w oparciu o art. 58 § 1 Kodeksu Wykroczeń. Chodzi w tym przypadku o osoby, które mają za co się utrzymać (dostają pensję, rentę, emeryturę) lub są zdolne do wykonywania pracy zarobkowej, ale nie podejmują jej lub nie starają się o nią. Kogoś takiego funkcjonariusz może ukarać mandatem w wysokości od 20 do 500 złotych. Nie jest jednak tajemnicą, że szybkie zweryfikowanie sytuacji materialnej osoby żebrzącej nie zawsze bywa możliwe.
W przypadku natarczywego żebractwa, gdy sprawca narzuca się innej osobie, uniemożliwia przejście, wiele razy ponawia prośbę o datek (art. 58 § 2 Kodeksu Wykroczeń), funkcjonariusze muszą oczywiście przyjąć zgłoszenie i podjąć interwencję, mogą jednak co najwyżej sporządzić wniosek do sądu o ukaranie. Nie mają uprawnień, by wypisać mandat – chyba, że doszło zakłócenia porządku publicznego. Wykroczenia z obu paragrafów może karać policja.
Strażnicy interweniują również, gdy do żebrania nakłaniane są osoby nieletnie (art. 104 Kodeksu Wykroczeń). O sprawie informowany jest wówczas Sąd Rodzinny. Kto skłania do żebractwa małoletniego lub osobę bezradną albo pozostającą w stosunku zależności od niego lub oddaną pod jego opiekę, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny – głosi przepis. Na jego podstawie można też nałożyć mandat w wysokości od 20 do 500 złotych.
Podobną karą lub wnioskiem do sądu rodzinnego kończy się interwencja funkcjonariusza Straży Miejskiej, jeśli stwierdzi on niedopełnienie obowiązku opieki lub nadzoru nad dzieckiem do lat siedmiu na drodze publicznej lub na torach (art. 89 Kodeksu Wykroczeń) – jak również wtedy, gdy opiekun dopuścił do przebywania osoby małoletniej w okolicznościach niebezpiecznych dla zdrowia. (art. 106 Kodeksu Wykroczeń).
W oparciu o zapisy art. 58 Straż Miejska w Gdańsku podjęła w 2013 roku 311 interwencji(tyle ile było zgłoszeń), a w roku 2014 – 102 interwencje (przy tej samej liczbie zgłoszeń).