Trzy Mikołaje to świąteczny felieton Tomasza Olczaka, w którym zabierze nas on do trzech różnych światów. Razem z pierwszym Mikołajem ukradniemy świąteczne drzewko, z drugim za pomocą ciężarówki wpadniemy w samo serce wigilijnej wieczerzy, żeby wreszcie z trzecim, tym prawdziwym, stawić czoło polskim hejterom internetowym. Zapraszamy.
Jadę rowerem już dobre czterdzieści minut. Jadę do tego lasu, co to od miasta odseparowany całym szeregiem wrogich skrzyżowań. Niby mam czym walczyć, bo siekierka u ramy jak ta lala, ale uważać muszę na mundurowych, co by nie przerwali mej corocznej misji. Dzieci w Mikołaja wierzą, bo co roku na rowerze wyjeżdża, po czym wraca, ale już nie z pustymi rękami. Tak to się u nas w rodzinie zachowało, dlatego teraz w stroju po ojcu jadę ja przebrany. Dzyń, dzyń, dzyń! Dzyń, dzyń, dzyń! Dzwonią szprychy kół!
Na dworze minus dwadzieścia, dlatego lód mi z tych metalowych prętów koło trzymających w kupie odpada. Przez co trudniej się jedzie. To przednie to pół biedy, ale to tylne to narażone na przebicie, więc jak pijany ósemkę na śniegu kreślę, a od mundurowych mnie to nie oddala. To minus dwadzieścia, to temperatura odczuwalna, przynajmniej na razie.
Od miesięcy co najmniej dwóch tkwi we mnie ten świąteczny duch. No nawet tutaj w rymowance się ujawnił Drodzy Państwo. Ho! Ho! Ile to już ozdób na mieście nazbierałem. Mówię Wam, one naprawdę rosną na drzewach! Choćby takie supermarkety. No wchodzę, patrzę bombka rośnie, za nią druga, to takich ze dwanaście, jak apostołów nazbierałem, po czym sznur z pereł złotych i gwiazdę za jego sprawą z wierzchołka jeszcze zwinąłem.
Miniaturyzacja w takim postępie, a ja tyle tego nakradłem, że to, co w ofercie choinkowej mają, to dla mnie jak wół do karety pasuje. Dużego drzewka potrzebuję, a nie tych karłowatych wiechci! Tak krzyczałem na bazarze jeszcze kilka godzin temu, ale od narastającej uwagi uciekłem aż tutaj.
Stoję na skraju lasu. Stoję, bo z roweru na równo ugięte nogi zszedłem. Ugięty, nie ugięty Mikołaj na skraju lasu, mówię Wam, jakby mi kto wtedy zdjęcie zrobił, to do żurnala na pierwszą stronę bym trafił. Ale mniejsza z tym, nie o to przecież chodzi. Po coś ja tutaj…, no tak, siekierka za pas, w ręce wykrywacz i wyruszam na poszukiwanie zimowych blaszaków. Tak się u nas przyjęło z dziada pradziada, że kiedyś to o wnykach tak mówili. Dzisiaj strażnicy nowoczesny monitoring po lesie rozstawili.
Ta miniaturyzacja, choć w dziedzinie choinek złą drogą poszła, to dla mnie inne zastosowanie znalazła. Z kieszeni wyciągam wykrywacz metali i na poszukiwania wyruszam. Niwelacja ukrytego monitoringu. Do czego to doszło, żeby po choinkę się skradać. Zachodzę od tyłu, nie drzewko, a kamerę. Kamery na drzewka zawsze od przodu nakierowane, to ja od tyłu, proste. Grzybom nóżkę odcinam, nie wyrzucam, znam się na nich, do worka pakuję, sprzeda się.
Teraz punkt główny programu – choinka. Rozpościera przede mną swe zielone ramiona, a ja wykonuję zamach. Jest tak zimno, że dosłownie czuję jak tnę powietrze, a co za tym idzie, ruchy moje zostają spowolnione. Za plecami strzyk, gałązki pęknięcie, wibracja po plecach, w bezruchu zastygnięcie. Wiem, że to nie sarna, zresztą człowieka by we mnie nie rozpoznała, a zwierza raczej, to skąd pojawić by się miała obawa, dlatego odpowiedź tylko jedna.
Zmiana warunków. Z odczuwalnych minus dwudziestu, odczuwalne plus czterdzieści. Pocę się. Nie dość, że po podróży zmachany, to jeszcze ten strój od środka futrem obszyty, to aż ode mnie paruje. Po lesie echo się niesie:
– Stój gdzie stoisz!
– Ja?
– Nie, Święty Mikołaj!
– Przecież nim jestem drogi chłopcze.
– Jasne, gadaj zdrów. To po co ci niby ta siekiera?
– Siekiera, żeby wilki nie napadli od wieków jest potrzebna, to i teraz się przyda.
– Serio? Święty Mikołaj? Nie, no chłopaki mi nie uwierzą…
I tak co roku, przed każdymi Świętami, edukować muszę strażników, leśników, przypadkowych przechodniów, bo tacy też się w lesie zdarzają, że Święty Mikołaj naprawdę istnieje. Serio.
tomasz olczak
Foto: http://7dom.pl/wp-content/uploads/2012/08/zabytkowa-siekiera-ciesielska.jpg