Grzebowisko

Noc z trzydziestego pierwszego października na pierwszego listopada. Ciemno, taka pora, dobra, jak każda inna. Jesień rozłożyła się na liściach i już nie planuje się z nich podnosić, a ja nie mam już siły kopać leżącego i zostawiam ją w spokoju. To ja.


Inni inaczej, inaczej nie byliby innymi. Zdecydowana większość społeczeństwa ten czas spędza na cmentarzu i czyści groby najbliższych, a co za tym idzie pozbywa się też tego, co z drzew na nie spada. Jeden z takich liści przykleił mi się do czapki, wróciłem z nim do domu, położyłem go na wysokości oczu i patrzę, niejako na symbol przemijania. Jest refleksja, zrodziła się na umierającym ciele, a z jej rozkładu powstanie zapis, który wetrę w treść artykułu.


Jest noc. Z tym że nie jakaś tam byle jaka noc, ale noc żywych trupów. Wszyscy, których z różnych względów nie było mi dane ostatnio oglądać, przywdzieją halloweenowe przebrania i pojawią się na imprezach rozsypanych po terenie Trójmiasta. Będzie to mój kalendarzowy początek zimy, która ostatnie liście rozdmucha po zakamarkach okolicznych klubów. Ale zanim sam stanę się takim liściem, najpierw ten artykuł.


Miało być o cmentarzu dla zwierząt. Mój plan taki, żeby jeden z nich odszukać, urządzić sobie po nim spacer, może nawet współczesną tradycją młodzieżową usiąść i oprzeć się o jeden z nagrobków, po czym na zabranym ze sobą kawałku papieru zapisać, co czułem. Głupie? Myślę, że nie, z tym że w miejscu mojego zamieszkania brak takiego grzebowiska, dlatego odpalam świeczkę, stawiam ją sobie przed monitorem i za pomocą myszki skaczę po cudzych nagrobkach. Cyber emo – mode on. 


 Hop! „Berta – przez dziewięć lat byłaś radością naszego życia”. Mokro coś, ale żeby na wykładzinie? Liść spadł mi z biurka prosto pod nogi, wstać chciałem, pośliznąłem się i na twarz upadłem, bo na głowę upadli Ci, co zwierzęta z takim zapisem chowają. Wstaję i ponownie skaczę, hop! „ Sabcia – Brak Ciebie jest bólem ciszy”.  Cisza, cisza i ja, ja i cisza. Brzęczenie, brzęczenie i ja, ja i brzęczenie, z tym że skąd ono? Coś jakby pszczoła?


Lampę mam naścienną, z karniszami na wzór dzwonów. Dwa skierowane ku górze, jeden ku dołowi. Ten ostatni nas nie interesuje, bo to nie z niego owady urządziły sobie miejsce ostatniego spoczynku. No właśnie, czy aby na pewno ostatniego? Ta pszczoła co brzęczy, brzęczy, bo lata, krótko, bo po chwili wraca do karnisza, brzęczy, znaczy żyje, żyje krótko, bo po chwili spala się żywcem.


Sytuacja taka: zbieram popioły, wrzucam je do pudełka po zapałkach, które mianuję trumną i wychodzę na zewnątrz. Łyżką kopię jej grób, jak samo przez się rozumie, zakopuję ją. Wracam do domu, włączam film i zmęczony zasypiam.  


Jest północ, budzi mnie hałas. Wstaję, żeby zamknąć drzwi, które zostawiłem przecież zamknięte. Wracam do pokoju, kładę się, brzęczenie. Brzęczenie? Nagle włącza się komputer, po chwili odpala się film, ten sam, w trakcie którego zasnąłem. Suwak przesuwa się w prawo, prawie do końca, lecą napisy, a przez pokój leci ona – zombie pszczoła. Na ekranie komputera przemykają nazwiska twórców „Smętarza dla zwierząt”, w tle piosenka. Wiecie jaka? Nie wiecie?

            Ramones – Pet sematary. Dokładnie to, co usłyszałem tej nocy. Refren leci tak: “I don’t want to be buried in a Pet Sematary, I don’t want to live my life again…”. Taki przekaz od pszczoły, która zmartwychwstała, ale to nie koniec. Na kartce, na której sam miałem czynić zapis, treść następująca:


„Pies to wasz najlepszy przyjaciel? Jeśli tak, to ja naprawdę współczuję. I co wy tam z nim, o czym tak rozmawiacie nad grobem? Już rozmowa z umarłymi ludźmi jest dziwna, a ze zwierzętami, które wcześniej też nic nie rozumiały? Sick.


PS. Włączam kawałek, niech da do myślenia. Pszczoła.”



tomasz olczak






Foto: http://25.media.tumblr.com/tumblr_mcexvrfRdy1rawkzwo1_500.jpg

Projekt i wykonanie: Mehowmy