ArtLoop okiem wolontariusza

 

Był bar ze styropianu. Było kino na leżąco. Można było porozmawiać z sopockimi artystami.

To tylko niektóre powody, dla których postanowiłam, że zostanę wolontariuszem, a jak wiadomo, wolontariusz dostaje przepustkę za kulisy. Na brak wrażeń narzekać nie mogłam, na brak wyzwań – też nie.

 

W piątek o 10.00 rano, nieco nieśmiało, wychylam głowę przez drzwi biura Artloop, zastanawiając się czy dobrze trafiłam. Pośrodku dużego pomieszczenia leży materac do spania, w kącie piętrzą się poukładane w stosy kartony. W pokoju są cztery biurka, przy których krząta się dwóch niewyspanych chłopaków. Moją niepewność zauważa Ania, z którą już kilka dni wcześniej wymienialiśmy maile, aby ustalić szczegóły swoich grafików. Od razu dostaję wielką plakietkę do zawieszenia na szyi. Od tej pory jestem oficjalnie wolontariuszem festiwalu, aż serce przez chwilę bije mi szybciej. Zaraz potem poznaję Olę, Wojtka i Iwonę. Wszyscy razem zabieramy się ochoczo do pracy. Z początku zajmujemy się sprawami drobnymi, układamy programy festiwalu, porządkujemy plakietki, przenosimy kartony. W końcu ktoś zwraca uwagę na widok z okna, a jest piękny, bo cała jedna ściana jest przeszklona. Widać placyk z fontanną na sopockim molo, na tle morza i nieba. Z wrażenia wszyscy na chwilę zaprzestają pracy.

 

Wraz z Olą mamy siedzieć na jednym z trzech punktów info dopiero od 12.00, ale Ania mówi nam, że ruch zaczął się wcześniej, więc podekscytowane lecimy zobaczyć nasze miejsce pracy. Pierwszy raz będę siedzieć w informacji, denerwuję się i martwię czy jestem wystarczająco przygotowana. Moje wątpliwości szybko się jednak rozwiewają. Okazuje się, że dwa krzesła, stolik zasypany różnymi gadżetami i dobre towarzystwo to idealne warunki pracy. Ach, co za radość kiedy ktoś trafia do nas przez przypadek, a wychodzi z nosem w programie i namawia kogoś przez telefon do przyjścia! Wymieniamy wtedy z Olą szybko spojrzenia i chichotamy zadowolone. Ola mówi, że trafiła tutaj przez koleżankę. Wolontariat to dla niej ciekawy sposób spędzenia wolnego czasu i cieszy się, że dzięki festiwalowi może być bliżej sztuki. Co jakiś czas widzimy kręcącego się Wojtka, który w końcu podchodzi, kiedy przy naszym stoliku robi się pusto. Wojtek to stary wyga wolontariatu, opowiada nam gdzie działał i co robił, a jest tego dużo! Tutaj jest na praktykach i najbardziej podoba mu się, jak sam mówi, oprawa graficzna i to, że pokazywane są filmy trudno dostępne. Wszyscy uśmiechamy się w tym samym momencie, a mi przez myśl przechodzi, że najfajniejsze jest to, że wolontariusze mogą to wszystko zobaczyć, jeśli tylko starczy im sił i chęci.

 

W sobotę mam pusty grafik, więc chętnie korzystam z okazji, by zobaczyć festiwal z drugiej strony. Zawieszam plakietkę wolontariusza na szyję i zaglądam tam, gdzie tylko mam ochotę. Niestety zmęczenie z dnia poprzedniego daje się we znaki, więc wracam do domu odpocząć przed jutrem. W niedzielę jestem w Państwowej Galerii Sztuki od godziny 18.30. To tam jest „kinoinstalacja”. Jest świetna! Wielu ludzi przychodzi tylko po to, aby zobaczyć jak wygląda sala, gdzie jest kilka ekranów, w tym jeden na suficie. Ja, znowu wraz z wesołą Olą, mamy za zadanie zapraszać na filmy i pilnować, żeby wszystko było w porządku. Pomagają nam w tym oczywiście inni wolontariusze, a także organizatorzy. Po krótkim czasie jednak mili panowie z ochrony budynku wyręczają nas z tego drugiego zadania, więc nadarza się okazja, aby czmychnąć do sali kinowej, wyłożyć się na materacu i obejrzeć film albo się zdrzemnąć.

Większość z nas korzysta z okazji zanim panowie zdążą zmienić zdanie. Wieczór jest długi i męczący. Ania widząc nasze zmęczenie pozwala nam iść wcześniej spać, ale w domu i tak jestem długo po 23.00. Szybko, byle tylko umyć zęby i prawie w tym samym momencie, w którym czuję poduszkę pod policzkiem, zasypiam.

 

Po raz kolejny wolontariusze pokazali, że bez nich impreza nie byłaby taka sama. Są uśmiechnięci, są pomocni, a ich praca i wkład daje rodzaj satysfakcji, jakiej nie daje żadna inna praca na świecie.

 

 

 

                                                                       Aleksandra Meka

 

Projekt i wykonanie: Mehowmy