Czy w czasach powszechnie panującego kultu nagiego ciała, rozebranych kobiet reklamujących zarówno kluby go- go jak i dachówki i filmów takich jak „Galerianki” „La Traviata” wciąż może budzić zgorszenie? Okazuje się, że tak. Zwłaszcza ta wystawiona ostatnio w Operze Bałtyckiej.
Pod koniec listopada w Operze Bałtyckiej trzy razy wystawiono operę pt. „La Traviata”
w reżyserii Karoliny Sofulak. W rolach głównych wystąpili: zachwycająca i doprowadzająca do łez swoim głosem Julia Iwaszkiewicz i dotrzymujący jej kroku Paweł Skałuba. Wzruszające
i dramatyczne: te dwa słowa wystarczyłyby, żeby opisać dzieło Verdiego, gdyby nie skandal,
jaki scenografia, plakat i aranżacja wywołały wśród trójmiejskiej publiczności.
Gdy ponad 150 lat temu Verdi po raz pierwszy wystawił swą operę, wywołała ona niemałe zamieszanie. Snobistyczna i nieprzyzwyczajona do oglądania w sztuce tematów prostytucji
i ( jak to się współcześnie eufemistycznie określa) sponsoringu publiczność była zszokowana. Postać kurtyzany na deskach scenicznych sprawiła, że wybuchł skandal. Verdi musiał zmienić nie tylko tytuł swojej sztuki, ale nawet czas akcji (ze swojej teraźniejszości na przeszłość), by publiczność to zaakceptowała.
Jednym z zarzutów, które wysuwają współcześni przeciwnicy spektaklu w reżyserii Karoliny Sofulak (włącznie z tymi, którzy na nim nie byli) jest… oburzenie plakatem. Widać na nim nagą kobiecą pierś. Czy jest to nie na miejscu, gdy reklamuje się operę o „utrzymance”? Według niektórych opinii tak. „Opera nie ma już pomysłu, jak przyciągnąć widzów- sięga więc po goliznę” czytamy na jednym z trójmiejskich forów. Zachwyceni tym pomysłem uważają jednak, że o ile nagie ciało nie powinno reklamować ram okiennych (bo nie ma z nimi nic wspólnego), tak na plakacie przedstawienia o kurtyzanie jest jak najbardziej na miejscu.
Kolejny zarzut, to scenografia i aranżacja. Kostiumy chórzystek i śpiewaczki są bardzo odważne i wyzywające. Pasują oczywiście do „dam z domu uciech”, jednak według krytyków sztuki nie pozostawiają pola dla wyobraźni. Poza tym akcja dzieje się w innym czasie niż ten, który Verdi umieścił w swojej sztuce. Można to poznać po aparacie fotograficznym w I akcie: wynaleziono
go 30 lat po okresie, w którym oryginalnie działa się „La Traviata”- a nie zapominajmy, że Verdi odsunął ten moment jeszcze dalej w przeszłość! Jedna z pań siedzących za mną skomentowała
to słowami: „Brakuje tylko, żeby na scenę na motorach wjechali!”. Część widzów była jednak zachwycona pomysłem reżyserki.
Mimo tych negatywnych opinii warto wybrać się do Opery Bałtyckiej na „La Traviatę”. Jest ona wystawiana co jakiś czas, więc na pewno będzie jeszcze okazja, żeby wyrobić sobie na ten temat własną opinię.
Shorty
Foto: http://www.operabaltycka.pl/pl/spektakl/traviata